19 marca 1968 roku I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka wygłosił na spotkaniu z aktywem partyjnym w warszawskiej Sali Kongresowej przemówienie, w którym zaatakował „syjonistów” i intelektualistów. Jego wystąpienie, które trwało ponad dwie godziny, transmitowały radio i telewizja.
„Czy w Polsce są żydowscy nacjonaliści, wyznawcy ideologii syjonistycznej?” – pytał Gomułka. I odpowiadał: „Na pewno tak”. Choć przyznawał jednocześnie, że wielu obywateli pochodzenia żydowskiego zasłużyło się dla Polski Ludowej, to przemówienie jest uznawane za jedno z najbardziej kompromitujących w jego karierze. Z wątkami antysemickimi przeplatały się treści wymierzone w intelektualistów. I sekretarz PZPR zaatakował imiennie między innymi Kazimierza Dejmka, Stefana Kisielewskiego, Pawła Jasienicę i Antoniego Słonimskiego. Protestujących studentów nazwał z kolei „mącicielami porządku społecznego”, przeciw którym słusznie występuje klasa robotnicza.
Wystąpienie Gomułki podsyciło trwającą w Polsce od poprzedniego roku kampanię antysyjonistyczną, rozpoczętą podczas wojny izraelsko-arabskiej. Przyczynił się też do utrwalenia podziału między robotnikami i studentami.
W II połowie lat 60. Gomułka zaostrzył kurs, zwiększając jednocześnie nacisk na „właściwe stosunki” ze Związkiem Radzieckim, czego skutkiem było zdjęcie ze sceny Dziadów w reż. Kazimierza Dejmka. W czasie jego rządów doszło do antysemickiej kampanii w 1968, która spowodowała kilkunastotysięczną emigrację Żydów z Polski. Na uwagę zasługuje fakt, iż sam był mężem Zofii (Liwy) Szoken – Polki pochodzenia żydowskiego. Uważa się, że w 1968 utracił kontrolę nad aparatem partyjnym prowadzącym kampanię antysemicką. Wierzył w atak sił antysocjalistycznych i rewizjonistycznych i łączył je w jedno na tle analogii z sytuacją zaistniałą w Czechosłowacji. Zdał sobie jednak sprawę, że został wmanewrowany w powstałą sytuację przez grupę Mieczysława Moczara. Przed przemówieniem do aktywu partyjnego stolicy w Sali Kongresowej 19 marca 1968 kazał usunąć antysemickie hasła z sali. Z jednej strony przemówienie Gomułki zawierało atak na „syjonistów”, sankcjonując niejako dotychczasową kampanię prowadzoną pod hasłami „antysyjonistycznymi”, z drugiej jednak strony ujęcie „problemu żydowskiego” zasadniczo odbiegało od tonu propagandy marcowej i było przez niektórych odczytywane jako chęć wyhamowania nagonki antysemickiej. 5 maja doszło do spotkania Gomułki z egzekutywą Komitetu Wojewódzkiego PZPR w Warszawie (Gomułka: „(...) wystąpiło szereg wypaczeń (...). Jedna sprawa praca, a druga polowanie na Żydów”), po którym wystosowała ona samokrytyczny list do podstawowych organizacji partyjnych krytykujący „pewne nieprawidłowości”, do jakich doszło w marcu, oraz „nietrafne i niesprawiedliwe decyzje”. W rozmowie z Józefem Kępą – ówczesnym sekretarzem Komitetu Warszawskiego PZPR – Gomułka stwierdził: „To jest niedopuszczalne w Partii! Jeśli Partia ma być antysemicka, to ja mam w dupie taką partię!”. Pod koniec maja 1968 wezwał do siebie kierownika Biura Prasy KC Stefana Olszowskiego i powiedział: „Jeżeli jutro w jakiejkolwiek gazecie zobaczę słowo syjonista, to wy towarzyszu stracicie stanowisko”. Po wypadkach marcowych pozycja polityczna Gomułki uległa osłabieniu.
Gomułka był aktywnym orędownikiem interwencji zbrojnej państw Układu Warszawskiego w Czechosłowacji w 1968, uważając, że prozachodnia i proniemiecka polityka władz w Czechosłowacji zagrozi polityce Warszawy zmierzającej do wymuszenia na Niemczech Zachodnich uznawania negowanej wówczas oficjalnie przez RFN granicy Polski na Odrze i Nysie Łużyckiej. Krytykował władze ZSRR za „opieszałość” w tej sprawie. „Znajdujemy się wszyscy na tej samej łodzi i suwerenność nie może oznaczać dla nikogo prawa wywiercania dziury pod sobą, gdyż utoniemy wówczas wszyscy” – stwierdzał w związku z sytuacją w Czechosłowacji.
![](https://i.ytimg.com/vi/Djs5nvgm4A4/maxresdefault.jpg)