Nagrania przeczą wersji policji, której przekaz jest taki, że gdy funkcjonariusze przekazywali Bartka załodze karetki, u mężczyzny wyczuwalny był oddech i tętno.
Policja po tragedii opublikowała komunikat, z którego wynika, że Bartek S. zmarł na SOR dwie godziny po interwencji. Od początku z tą wersją nie zgadza się szpital w Lubinie, który twierdzi, że mężczyzna w momencie przyjazdu karetki do lecznicy już nie żył.
W poniedziałek Onet ujawnił nagrania rozmów prowadzonych z karetki pogotowia, która w trakcie policyjnej interwencji w Lubinie została wezwana do 34-latka. Wynika z nich, że mężczyzna już nie żył, gdy zabierali go ratownicy medyczni. Jak wskazuje portal, przeczy to wersji policji, która twierdzi, że gdy funkcjonariusze przekazywali go medykom, u mężczyzny były wyczuwalne oddech i tętno. Rozmowy wskazują również na to, że ratownicy zabrali do karetki zwłoki mężczyzny, a następnie nie wiedzieli, kto ma stwierdzić zgon i gdzie mają przewieźć ciało.
Nagrania te przeczą wersji policji, której przekaz jest taki, że gdy funkcjonariusze przekazywali Bartka załodze karetki, u mężczyzny wyczuwalny był oddech i tętno.
Potwierdzają za to wcześniejszą relację ratowniczki, która była na miejscu zdarzenia i z którą rozmawiała "Interwencja" Polsat News. Kobieta mówiła wtedy, że Bartek zmarł w trakcie policyjnej interwencji, kilka minut przed przyjazdem karetki.
Tłumaczyła, że gdy pogotowie przyjechało na miejsce, 34-latek był już zimny, bez oznak życia, miał szerokie źrenice. Ratowniczka wyjaśniała, że załoga karetki nie reanimowała Bartka, bo wcześniej reanimacji nie podjęli policjanci. Ratownicy nie podłączyli go też do żadnych urządzeń monitorujących czynności życiowe.
Ещё видео!