Margaret zdecydowała się na totalną rewolucję. Nie tylko oddaliła się od show-biznesu i porzuciła stołeczne salony, ale wyprowadziła się z miasta. Wokalistka mieszka w lesie. Jak wygląda jej nowy dom?
Margaret kilka miesięcy temu zniknęła z show-biznesu. Wokalistka całkowicie odcięła się od mediów. Nie pojawiła się także na Instagramie. Przez bardzo długi czas wszyscy zastanawiali się co się z nią dzieje. Próżno było szukać jej na branżowych imprezach, a tym bardziej na scenie wśród blasku reflektorów. Jedna z barwniejszych postaci dosłownie zapadła się pod ziemię. Jej fani uspokoili się, dopiero gdy po czasie kwarantanny wokalistka dodała swój pierwszy wpis w social mediach.
Widać było, że artystka przechodzi w swoim życiu wielką rewolucję. Zrezygnowała z barwnych strojów i stylu glamour na rzecz wygodniejszej garderoby. Zdecydowanie zmieniła też swój muzyczny styl. Wcześniej nagrywała hity, które szybko trafiały do radiowych rozgłośni. Miała jednak dość zaszufladkowania i w tej dziedzinie swojego życia również poczyniła znaczące zmiany. Po nagraniu albumu Gaja Hornby wokalistka zerwała międzynarodowy kontrakt. To była bardzo odważna i przełomowa decyzja, gdyż dzięki firmie Warner Music Group, z którą Margaret była związana, dwukrotnie wystąpiła w szwedzkich preselekcjach do konkursu Eurowizji, pojawiała się w tamtejszych popularnych programach telewizyjnych, a jej przeboje były prezentowane w stacjach radiowych w całej Europie.
Margaret pokazała swój nowy dom
Okazuje się, że te zmiany to nie jedyna wielka rewolucja, na którą zdecydowała się artystka. Brylująca na warszawskich salonach gwiazda zdecydowała się też zmienić miejsce zamieszkania. Opuściła stolicę i razem ze swoim mężem, raperem znanym pod pseudonimem KaCeZet, zamieszkała w lesie. O tym, jak teraz żyje opowiedziała w rozmowie z portalem Ofemin.
Pandemia była bodźcem, dzięki któremu w miesiąc wyprowadziliśmy się z mężem z Warszawy do lasu. Nie myślę o powrocie. Nie tęsknię. Miasto we mnie budzi chęć posiadania. Kręcę się w kółko i zjadam swój własny ogon. A na wsi nie mam „nic” i jest świetnie.
