Scenę rozpoczyna ujęcie od tyłu zastygłej w bezruchu postaci Pielgrzyma, który przemierzył przestrzeń katedry i stanął na krańcu niedokończonej budowli, otwierającym się na przestwór ze skałami w oddali. Wędrowiec ze spuszczoną głową, zwrócony w stronę skalistego krajobrazu, sprawia wrażenie wyczekującego na tajemny znak. Następny obraz to zbliżenie skał, a następnie ujęcie od dołu „konarów” kolumn stojących w niedokończonej części katedry oraz rozpościerającego się nad nimi nieba usianego gwiazdami. Wizja ta budzi skojarzenie ze słowami Immanuela Kanta: „Są dwie rzeczy, które napełniają duszę podziwem i czcią, niebo gwiaździste nade mną, prawo moralne we mnie. Są to dla mnie dowody, że jest Bóg nade mną i Bóg we mnie”. Kant zerwał z wcześniejszą tendencją w filozofii do udowadniania istnienia Boga i nieśmiertelności duszy (żaden taki dowód nie był bowiem odporny na krytykę) i przyjął postulat faktu ich istnienia. Filozof określił je jednymi z postulatów rozumu praktycznego, dzięki którym możliwe staje się dążenie do moralnej doskonałości oraz związane z tym poczucie szczęścia. Pielgrzym ukazywany jest w sposób, który sugeruje determinację i głęboką świadomość wspomnianych postulatów rozumu praktycznego. Scenę kończą ujęcia katedry, za którą w tle znajduje się planeta, zza której stopniowo wyłania się coraz silniejsze światło, a następnie zbliżenie oczu Pielgrzyma, który podnosi twarz i odwraca się w stronę katedry: rozbudzony, gotowy, oczekujący, aż spłynie na niego świetlisty strumień biegnący od oślepiającego źródła – słońca. Trudno jednoznacznie zinterpretować ten obraz, możliwe, że jest to próba nawiązania do chrześcijańskiej koncepcji spływającej na człowieka boskiej łaski.
![](https://i.ytimg.com/vi/svrkh_5OpoU/mqdefault.jpg)